wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 27

Mimo że nikt się nie odzywał,ani Natsu ani Lucy nie spali.Blondyce było wstyd-oto,że wszyscy przyszli tu przez jej głupią traume.Ale co miała poradzić?Panicznie bała się ciemności.Był jeszcze drugi powód.Dlaczego,do jasnej cholery,był z nią Natsu!?
-Apsik!-kichnęła.Nie,nie,nie...zdradziła,że nie śpi.Różowowłosy poruszył się i zaczęła się ich rozmowa.
-Lucy?Nie śpisz?
-Nie śpię.
-A...
-Nie dokańczaj.Pewnie chcesz się spytać,dlaczego tak bardzo się boję.
-No...tak.
-To Cię rozczaruję,bo się nie dowiesz.
Lucy odwróciła się do niego plecami.Dlaczego była taka zimna?Nie wiedziała,ale już nie chciała nic mówić,aby nie pogorszyć sytuacji.Natsu tez nie niewdział.Troche go to zabolało.W końcu ją kochał..chyba.Kiedy zobaczył ją jak bardzo się boi,postanowił jej pomóc.Zawsze.Nie chciał,żeby się na niego obrażała.Szybkim ruchem ręki chwycił ją w talii i przyciągnął ją do siebie.Jej włosy tak ładnie pachniały...
-N-natsu.co ty r-robisz?!-spytała Lucy.Nie żeby jej to przeszkadzało...
-Posłuchaj.Nie obchodzi mnie,dlaczego masz tą traume.Ale chciałbym Ci pomóc.Lecz musisz mi..nam..o tym powiedzieć.Będzie Ci łatwiej.Uwierz.
Nie odpowiedziała od razu.Ciężko było jej komukolwiek zaufać.
-Dobra.Jutro.
Odpowiedziała tylko i od razu zasnęła.

Następny dzień.Rano.

Erza,Gray i Natsu siedzieli przy stole.Za chwilę miała dołączyć do nich Lucy i-według obietnicy-opowiedzieć im wszystko.Po jakimś czasie usłyszeli skrzyp łóżka,a po chwili weszła do nich blodynka.Rozejrzała się i westchnęła.Następnie usiadła na krześle.Odezwała się Erza:
-Lucy,jeżeli nie chcesz nie musisz mówić.Chociaż i tak nie pamiętasz Graya,prawda?
-Wiem-odpowiedziała-ale chcę.Nie mówiłam wam ale...po wypadku przypomniałam go sobie.Wszystkie wspomnienia związane z nim.Zapomniałam o nim w gildi "Dark People".Zaczęło się to kiedy miałam 8 lat...

***

-Nie złapiesz mnie braciszku!-krzyknęła mała blondynka.
-Złapie!Zobaczysz!-odpowiedział jej czarnowłosy chłopczyk.
Biegli po jakimś lesie.Blondyneczka miała na imię Lucy,a szatyn-Gray. Kiedy mała magini uciekała przed nim,on tymczasem był coraz bliżej.W końcu złapał ją.Roześmiali się i upadli na ziemie.Słońce świeciło,a oni byli szczęśliwi.
-Gray...
-Co się stało,Lucy?
-Czy ty...nie opuścisz mnie nigdy?
Chłopak podniósł się do pozycji siedzącej.Spojrzawszy na Lucy zaśmiał się.Blondynce natychmiastowo zaczerwieniły się policzki.
-Z czego się tak śmiejesz jak głupi do sera?!
-Nie złość się!-poczochrał ją po włosach-nigdy Cię nie upuszczę.A wiesz dlaczego?
-Nie,niewiem.
-Bo Cię kocham siostrzyczko!
-Ja Ciebie też.
Gray,przypomniwszy sobie o czymś,sięgnął do kieszeni.Po chwili podał Magini Gwiezdnej Energii pudełeczko.Ona obejrzała go uważnie,ale ciekawość zwyciężyła i otworzyła go.W środku znajdował się żółto-niebieski pierścień,który w środku miało narysowane serce.
-To dla mnie?Ale dlaczego?
-Jak to,niewiesz?Dziś twoje urodziny!I wiesz co?To nie jest taki zwykły pierścionek.-dziewięciolatek wyciągnął spod bluzki naszyjnik z krzyżem-Kiedyś,gdyby ktoś  nas rozdzielił,odnajdziemy się łatwo.Wystarczy,że się dotkniemy,a nasze przedmioty zaczną świecić.
Jubilatka objęła rękoma swojego brata.Była taka szczęśliwa.Chciała aby ta chwila trwała wiecznie.Ale nie mogła...
BUM!
W jednym momencie usłyszeli taki huk.Lucy podniosła się i wskazała braciszkowi na północ.Z tego miejsca wyłonił się dym.Po paru chwilach uświadomili sobie coś strasznego.W tamtym miejscu znajdowała się ich rodzinna wioska.
-Braciszku!Szybko!
Zerwali się z miejsc i pobiegli w tą stronę.To było straszne.Bardzo bali się o swój dom,a szczególnie-rodziny.Im bliżej znadowali się swojego miejsca zamieszkania,tym bardziej wyczuwali dym.Po policzkach brązowookiej zaczęły spływać łzy.Będzie dobrze-powtarzała sobie w myślach.Ale czy napewno?
Dobiegli na miejsce.Widok ich sparaliżował.Niegdyś piękna miejscowość z bujną zielenią,zamieniłą się w piekło.Wszystko było w ogniu-domy,trawy,drzewa...ludzie.Gray zasłonił oczy swojej siostrzyczce.Nie chciał by oglądała coś takiego,choć on sam się bał.Ona natomiast,szybkim ruchem zrzuciła jego rękę.
-Gray!Nasz dom.
Faktycznie.Zupełnie o tym zapomniał.Chwycił maginię za ręke i biegł z nią do domu.Nie znajdował się on daleko-zaledwie 4 minuty,leczi im,dłużyło się to niemiłosierdzie.Lecz kiedy trafili na miejsce...nic tam nie zostało.Lucy upadła na kolana.
-To niemożliwe.-szeptała-Nie,to nieprawda.Mama...Tata...gdzie jesteście?wróćcie do mnie.Proszę!
Łzy pociekły ciurkiem.Zresztą nie tylko u niej.Z oczów szatyna,także leciała bezbarwna ciecz.
BUM!
Kolejny huk.Odwrócili się,a za nimi było stado żołnierzy.Łatwo było ich rozpoznać-nosili charakterystyczne białe ubrania i maski,które teraz były ubarwione krwią.Gray wiedział,że nie oznacza to nic dobrego,więc ciągnąć roztrzęsioną jeszcze Lucy,kierowali się w stronę wyjścia.
-A dokąd to idziecie?Łapać ich!
Nie zdążyli.Jeden z wrogów chwycił Lucy za łokieć,a kolejny Graya za nogę.
-Siostrzyczko!
-Braciszku!
Krzyknęli to w tym samym momencie.Gray zawsze bronił Lucy-a to jak nie umyła naczyń,albo jak nie wysprzątała porządnie pokoju.Blondynka kochała go najbardziej na świecie,a teraz nie chciała go zostawić.Lecz bardzie od tego pragnęła by nie cierpiał.Szybkim ruchem ugryzła swojego sprawcę.On jęknął z bólu i puścił dziewczynkę.Podbiegła do kolejnego strażnika i tym razem kopła go w brzuch.On,zwinowszy się z bólu wypuścił Graya.Szatyn zaś wiedział co planuje siostra.I nie chciał by ten plan ziściła.
-Lucy!-krzyknął-uciekaj!
-Nie!To ty uciekaj!Ja dam sobie radę!-zaprzeczyła.Żołnierze zaczęli się podnosić.Było coraz mniej czasu.
-To rozdzielmy się!-Obydwoje wiedzieli,że razem nie mają szans.Będą większym celem dal tych którzy z jakiegoś powodu chcą ich schwytać.
-D-dobrze-rodzeństwo chwyciło się za ręce,po czym każdy pobiegł w swoją stronę-na wschód i na zachód.Jak już pewnie wiecie,Gray spotkał Lyona i Ur.Lucy nie miała tyle szczęścia.

***

Udało jej się wyjść z wioski.NIe mogła w to uwierzyć.W jednym momencie jej całe życie legło w gruzach.Straciła dom,rodzinę...brata.
TRZASK
-Co to...
Nie dokończyła.Poczuła,że ktoś jedną ręką chwyta ją za talie,a drugą przytrzymuje jej usta.
-Tym razem nie uciekniesz.
Kątem oka zobaczyła,że jest to ten sam żółnierz,który chwycił Graya.Brata.Do jej oczu napłynęły łzy.Co mu się stało?Czy zdołał uciec? W tym momencie żołnierz zarzucił ją sobie za plecy,trzymają za nogę i kierował się w stronę  gdzie znajdowała się duża ilość powozów.Lucy było już wszystko jedno.Dlaczego miałaby uciekać?Nikt na nią nie czeka.Po co? Byli coraz bliżej celu.Jej wróg,wrzucił ją do jednego pojazdu.Oprócz niej znajdowało się tam jedna dziewczyna.Patrzyła z zaciekawieniem na blondynkę,która tymczasem usiadła w rogu.Białowłosa(bo takie włosy miała tajemnicza dziewczynka)kucnęła przy niej.Wyciągła rękę do brązowookiej.
-Cześć.Jestem Silly,a ty?
-L-lucy-odpowiedziała pociągając nosem.Nagle Silly objęła Lucy i zaczęła jej szeptać
-Będzie dobrze...
Dlaczego?Dlaczego ona robi mi nadzieję?Takie myśli przelatywały blondynce przez umysł.
-Ale,skąd masz tą pewność?-spytała Lucy.Białowłosa odsunęła się od niej i spojrzała w jej oczy.
-Jesteś Magiem Gwiezdnej Energii,prawda?
Lucy otworzyła szeroko oczy.Skąd ona to wiedziała?!
-Tak.
Przytaknęła.W tym momencie jej nowa koleżanka sięgnęła do kieszeni.Wyciągła z niej 10 złotych kluczy.
-Założę się,że posiadasz tylko srebrne?
-Tak.Ale nie mogę ich przyjąć!
-Możesz.Ja nie używam tej magii.Używała jej moja matka,ale...poprostu je przyjmij!
-N-nie!
Lucy podniosła się,a Silly zrobiła ta samo.
-Czemu?
-No bo...ty mnie nawet nie znasz.Dlaczego mi ufasz?
Białowłosa opuściła głowę.
-Ponieważ...Ja nie mam już nikogo innego.
-Co..
Blondynka przerwała.A więc ona też?Ona jest taka sama...Lucy wyciągnęła ręce,a Silly spojrzała na nią ze zdziwieniem.
-Przyjmę je-powiedziała Lucy-Ale pod jednym warunkiem.Będziesz ze mną na zawsze i mnie nie zostawisz?
Białowłosa podała jej klucze i uśmiechnęła się.
-Obiecuję!I zawsze będę Cię chronić.
Przytuliły się.Obie wiedziały,że to prawda.Zyskały kogoś bliskiego.Powóz ruszył.Czy wszystko będzie dobrze?

***

Droga przebiegła im spokojnie.W tym czasie Lucy dowiedziała się co nieco o Silly.Jej wioska także została napadnięta.Łącznie jechały 6 godzin.Po tym czasie,dojechały-jak się spodziewały-do celu.Był nim ogromny,biały,budynek.Wokół niego był ogromny ogród.Dopiero teraz zauważyły,że za nimi jechało około 10 powozów.W każdym z nich znajdowało sie od 2-3 dzieci.W tym momencie,przyszedł do nich żołnierz.
-Wysiadać.
Wykonały jego polecienie,po czym przyszedł do nich jakiś facet.Też był żołnierzem.Wykonał ruch ręką,który oznaczał "chodźcie za mną".Lucy i Silly z  lekkim oporem,zaczęły za nim iść.Reszta dzieci zrobiła to samo.

20 minut później.

Ten dom był ogromny!Szli od 20 minut.lucy i Silly były milczące,ponieważ się bały.Dokąd ich prowadzą?Co się z nimi stanie?Trafili przed jakieś drewniane drzwi.Nie pasowały do charakteryzacji całego budynku.Był on biały-w środku i na zewnątrz.Żołnierz otworzył drzwi,a przed nimi pojawił się kolejny biały pokój.Jednak w przeciwieństwie do innych nie było a nim dużo rzeczy-biurko,szafa,krzesło i człowiek.Lucy wystraszyłak się go.Wydał się jej jakiś dziwny.Chwyciła Silly za rękę,a ona odwzajemniła uścisk.Też się bała,ale zamierzała chronić Lucy.Tajemniczy osobnik wstał z miejsca i przeraźliwie się uśmiechnął.
-Witajcie u mnie Drogie Dzieci!Pewnie zastanawiacie się co tu robicie?A tóż wam powiem!(dop.Mariki-nie kurna,zatańczy macarene i będzie wyjaśnione!)Ja jestem Wielkim Magiem! Może i jeszcze świat mało o mnie słyszał,ale dzięki wam to się zmieni.Potrzebuję was do pewnego projektu.Cieszcie się!Przyczynicie się do mojego powstania!A zapewne będziecie się zastanawiać,na co potrzebna mi jesteście?Jest was tu 25.Potrzebuję tylko 10 z was.Resztę zabiję.Od tych co przeżyją,nie będę potrzebować magii.Tylko krwi.Zgadzacie się? HAHAHAHAHA!-roześmiał się,co bardziej przypominało śmiech hieny-I tak musicie zrobić to co zechcę!
Wszystkie dzieci zbladły.Chociaż były małe,były świadome.A najbardziej Silly i Lucy.
Teraz kiedy udało im się przetrwać,prawdopodobnie umrą?
Więc na co to wszystko było?
Na co żyją?
Lucy podniosła rękę.Chciała się dowiedzieć jednego.Mężczyzna spojrzał na nią i zapytał:
-Co jest?
-Jak ma pan na imię?
-Ja?Lepiej zapamiętajcie to imię,bo ze strachu będziecie go szeptać przez sen!Moje imię to...Zeref

***

Minęły 3 tygodnie.Lucy i Silly przetrwały.W pierwszym tygodniu sprawdzali ich grupę krwi.Zabito wtedy sześcioro dzieci,bo ich grupa się nie zgadzała.W 2 tygodniu sprawdzali ich wytrzymałość.Zabito czwórkę dzieci,którzy nie ukonczyli toru.Polegało to na tym,żeby w deszczu przeszli przed przeszkody- m.in.dywan z igieł,mur z metalu i bicie biczem.W 3 tygodniu sprawdzano psychikę.Zabito pięcioro dzieci,które rozpłakały się podczas "pokazu".Zabierano jedno dziecko na pięć minut.Siadało ono na krzesło i zakładano na jego głowę kask,który pokazywał najgorsze wspomnienia,a jeżeli ktoś takich nie miał-dawano mu wymyślone.Dla Lucy ten test był najtrudniejszy.Pokazano w nim jej spaloną wioskę i dodano wspomnienie,które nie istniało ale było bardzo realne.W nim widziałajak zabijają jej brata i rodziców.Nie uroniła ani jednej łzy,chociaż bardzo ją to bolało.Obiecała sobie,że przeżyje i odnajdzie Graya.Silly także przeszła ten test.Zawsze po "egzaminie" lub kiedy ich nie było-czyli w wolne dni-przebywały w pokojach.Panowały w nich egipskie ciemności.Dawano im tam jedzenie.Jednak kiedy skończył się trzeci test,przyszedł do nich strażnik i zaprowadził je do sali Zerefa.Obie zdążyły już go znienawidzić.Ten jego uśmiech,to jak patrzył na nie z góry.WSZYSTKO.
-Witajcie!-powiedział jak zawsze kiedy och witał-Gratulację!Wasza dziesiątka ukończyła test!I wy dowiecie się czegoś.Powiedziałem,że nie potrzebuję waszej magii?To było...kłamstwo!
Wszyscy zadrżeli.No ale,czego mieli się spodziewać?To był Zeref.
-Ale i tak bardziej potrzebuję krwi-kontynuował-A jedna osoba z was,ma bardzo żadką grupę,która mi się przyda.Jesteś nią ty-wskazał palcem na Lucy-Lucy Fullbuster! (dop.Mariki. Jest ona siostrą Graya i nie wiedziałam więc czy dać Heartfilia czy Fullbuster,ale dałam to drugie XD)
Blondynka odsunęła się,wystraszona.Co to miało znaczyć?Dlaczego?!Zeref w tym momencie podszedł do niej i chwycił ją za policzki.W tym momencie Silly krzykła:
-Zostaw ją!
Nie miała zamiaru pozwolić,by ktoś krzywdził jej przyjaciółkę.Zeref odwrócił się do niej i szybkim ruchem uderzył ją przez co upadła.Lucy wystraszyła się i podbiegła do niego:
-Co ty robisz?!Mało Ci?!Nie dość,że przez Ciebie nie żyją,to jeszcze chcesz bym patrzała jak cierpi moja przyjaciółka!?
-Ty mała...
Czarnowłosy chwycił ją za łokieć i podniósł.Silly nie miała siły się podnieść ale jej oczu zaczęły płynąć łzy.Lucy sama nie wiedziała skąd miała w sobie tyle siły.Tymczasem Zeref wyszedł z nią z sali.Prowadził ją gdzieś,ale nie wiedziała gdzie(dop.Mariki. cóż za logiczne zdanie XD)W końcu,trafili przed białe drzwi.On otworzył je i wrzucił ją do środka.Było w tym pokoju ciemno.Zeref na odchodnym powiedział tylko:
-Tu przemyslisz swoje zachowanie,mały bachorze.
I wyszedł.Lucy rozejrzała się ale niczego nie zauważyła.Bała się.Nagle w ciemnościach zobaczyła palącą się świecę.W tym momencie,poczuła mocny ból na brzuchu.Upadła na ziemie,ale nikogo nie zauważyła.
-Co to...
BACH!Kolejne uderzenie tymczasem na policzku.Następne było na plecach,nogach...Ale najwięcej na brzuchu.Z jej oczu płynęło coraz więcej łez.W końcu po 10 minutach-które jej wydawały jej się wiecznością-drzwi otworzyły się.Kiedy do środka wpadło światło,zobaczyła lustro.Teraz zobaczyła w niej siebie-była cała posiniaczona,a jej włosy lepiły się od krwii.Zeref ponownie wziął ją za łokieć.Tym razem podążyli w kierunku drzwi jej pokoju i Silly.Otworzył je i następnie wrzucił ją tam,po czym zamknął je.Silly już tam była.Ze łzami w oczach podbiegła do przyjaciółki.Nachyliła się nad ,nieprzytomną już,przyjaciółką i zaczęła szeptać:
-Przepraszam.To moja wina.Przepraszam,przepraszam!ja...och,Lucy.Przepraszam.
-Nie przepraszaj-Lucy ocknęła się po 5 minutach-to tylko i wyłącznie moja wina.Ale cieszę się,że nic Ci się nie stało.Mnie nic nie boli.
-Lucy,ale...
-Nic nie mów.Proszę,przecież jesteśmy przyjaciółkami.
-T-tak.
Przytuliły się.Postanowiły przetrwać ten koszmar,choćby nie wiadomo co.

5 lat później.

Lucy miała 13 lat.Już się do wszystkiego przyzwyczaiła.Każdy dzień wyglądał ponownie.Wstawały o godzinie 9:00 rano.Następnie przynosili im śniadanie.O 10:00 miały obowiązek przyjść do specjalnej sali.Tam przypinali do nich kabelki,przez które pobierali ich krew.Już widziała no co im jest to potrzebne.Ich krew i magia,lądowało do projektu pod tytułem "Acnologia-restart".Zeref chciał oswoić Acnologię,jednak był oto czasochłonne.Powiedział,że potrzebuję na to 10 lat.To przez to,że było ich tylko dzięsięć-sześć dziewczyn i czterej chłopcy.Gdyby było ich około trzystu,wystarczyło by...sześć lat.Nie mógł jednak mieć ich więcej,bo to byłoby podejrzane i nie pozwalały na to warunki.Musieli im pobierać małą ilość krwi,żeby starczyło na następny dzień i następny i następny...Zeref mówił,że nie raz próbował ją oswoić ale za każdym razem mu się nie udawało.Kiedy połączy się taka ilość krwi i magii,będzie mógł stworzyć specjalne zaklęcie,dzięki któremu Acnpologia będzie jego.Wtedy zapanuje nad światem.Następnie po dwóch godzinach(to z tego powodu,że pobieranie takiej małej ilości zajmowało dużo czasu) mieli czas wolny.O godzinie 14:00 mieli obiad,po czym o godzinie 15:00,szli na pobieranie magii.Wyglądało to bardzo podobnie-też podłączali do nich kable,trwało to dwie godziny...Potem była kolacja,kąpiej i czas wolny o godzinie 20:00.Raz w miesiącu były dyskoteki na które chodziła tylko Silly-bez Lucy,która tego nie lubiła.Nie raz,zastanawiała się-dlaczego?Ale była nawet...szczęśliwa?Pogodziła się z myślą,że zostanie tu jeszcze pięć lat.Nie miała sił walczyć.Owszem,chciała zobaczyć Graya i nieraz zastanawiała się co on teraz robi.Postanowiła go znaleźć kiedy ją wypuszczą.Nadal miała ten pierścionek.Ale nie było tak źle.Z Silly i innymi koleżankami i kolegami bawiła się dobrze.Pare razy w miesiącu przychodził do nich Zeref.Kiedy zdarzało się,że chciał kogoś uderzyć,Lucy broniła tej osoby.Za karę wchodziła do-jak to nazywała-"pokoju bólu.Był to ten sam pokój do którego trafiła w trzecim tygodniu.Zawsze była tu 10 minut.Przez to,że w tym pokoju zawsze ktoś bił ją,najczęściej,w brzuch wyrobiła tam sobie swoją własną "pięte achillesa".Zdążyła wyrobić sobie lepszy słuch i zapachy.To był plus.Nasłuchiwała z której strony nadchodzi cios i unikała go,jednak nie zawsze to wychodziło.Wtedy używała zapachu.Jeśli poczuła z jakiegoś miejsca wstrętny,ledwo do poczucia,zapach-wiedziała że tam nastąpi cios.Niestety,przez to miejsce panicznie zaczęła bać się ciemności.Z Silly zawsze spały przy świecy,bo jak nie to Lucy wpadała w histerie.Tutaj jakoś się opanowała,ale już zawsze,w każdym innym,ciemnym,miejscu...Bała się tego panicznie.TEGO dnia wracała właśnie do pokoju.Sama.Zeref już jej nie prowadził-nie miałaby dokąd uciec.Nagle poczuła szarpnięcie.Odwróciła się i zobaczyła Silly.Dziewczyna pokazała jej,żeby była cicho.Lucy zgodziła się,po czym białowłosa chwyciła ja za rękę.Z początku biegły w stronę ich pokoju.Jednak kiedy go minęły,blondynka zaczęła się denerwować-gdzie ona mnie prowadzi?-myślała.
-Silly...-szepnęła Lucy-gdzie mnie prowadzisz?
Dziewczyna tylko uśmiechnęła się.
-Ku wolności Lucy...ku wolności.
Blondynka nic nie odpowiedziała.Minęły właśnie kuchnie,łazienkę...Silly zatrzymała się przy kominku.Rozejrzała się i szepnęła:
-Wczoraj,Melody zauważyła Zerefa.Kiedy wcisnął jedną cegłę,komin odsunął się,a on gdzieś wszedł.Jak co tydzień,pojechał gdzieś z żołnierzami i nie będzie go godzinę,więc droga wolna,
Białowłosa zrobiła to co przed chwilą powiedziała.Kiedy wcisła czwartą cegłę w piątym rzędzie...komin odsunął się,a przed nimi pojawił się korytarz.W oczach Lucy,pojawiły się łzy,Czy to oznacza,że...?
-Lucy-powiedziała Silly-Reszta czeka.Chodźmy zmierzyć się z wolnością!

***

Szły już od jakiegoś czasu,a korytarz sie nie kończył.W końcu Lucy spytała:
-Silly...jak stąd wyjdziemy,to co zrobisz?
-Jak to co? Pomogę Ci szukać Graya!
-Co? Ale dlaczego?
Blondynka zastanawiała się,dlaczego ona chce jej pomóc.
-Nie mam rodziny.Zostałaś mi tylko ty,więc chcę zawsze widzieć twój uśmiech.Chcę byś go odnalazła,bo to Cię uszczęśliwi.
-Ja...dziękuję Ci!
-Prosze,z pozatym pomogą nam twoje Gwiezdne Duchy.
No tak.W ciągu tych pięciu lat,Lucy bardzo sie z nimi zżyła,a one z nią zresztą też.Codziennie,kiedy mieli czas wolny,ćwiczyła z nimi,mimo że było to zabronione.Z zamyśleń wyrwał ją głos przyjaciółki:
-Patrz!
Widziała to.Korytarz się kończył,a na jego końcu zobaczyła coś czego nie widziała tyle lat-słońce.

***

-Haha!Jak tu pięknie!-śmiała się Lucy,kręcąc się dookoła-już nigdy tam nie wrócę!
Zatrzymała się i spojrzała na swoich przyjaciół:Silly,Eriko,Hana,Fujiko,Nami,Haru,Ichiro,Masu i Osamu.(dop.Mariki.zastanawiałam się czy dać ich zdjęcia,ale jednak nie dałam.Ale w tajemnicy,powiem wam,że kiedyś dowiecie się jak wyglądają ;))W ciągu pięciu lat,naprawdę ich polubiła.W czasie wolnym spotykali się w pokoju Nami i Eriko,ponieważ było tam najwięcej miejsca.Mimo że doświadczyła tyle bólu-była szczęśliwa.
-Hej,hej!-zaśmiał się Osamu-Lucy nie kręć się tak,bo dostaniesz kręciołka!
-Właśnie-przytaknął Fujiko-a pozatym musimy się pożegnać.
Racja.Lucy całkowicie o tym zapomniała.Nie chciała się z nimi żegnać ale było to nieuniknione.Pożegnanie nadało cień,na ten dzień wolności.Wszyscy zbliżyli się do siebie.Nami wyciągła rękę i zaczęła mówić:
-Nawet jeśli minie 20,30 lat nadal będziemy o sobie pamiętać.
Na jej rękę kolejno położyli ręcę.
Hana:
-Kiedyś się spotkamy.
Silly:
-Znajdziemy szczęście.
Eriko:
-Nie zboczymy z tej ścieżki.
Ichiro:
-Nie wrócimy tu.
Masu:
-Będziemy walczyć o swoje marzenia i cele.
Fujiko:
-Będziemy wspaniałymi magami.
Osamu:
-Nie będziemy wylewać łez w samotności.
Haru:
-Będzie nas łączyć więź.
Lucy:
-Na zawsze.
Na koniec kiedy każdy szedł w swoją stronę krzykli do siebie:
-Spotkajmy się kiedyś,ale narazie Sayonara!

1 miesiąc później.

Lucy i Silly codziennie szukały Graya.Bez skutku.Chodziły w różne miejsca:kawiarnie,lasy,parki...Wypatrywały chłopaków na około 14-15 lat,którzy nosili naszyjniki z krzyżem.Kiedy zobaczyły takiego,Lucy podchodziła do niego.Dotykała jego ramienia z pretekstem "która godzina?".Ale żaden nie był jej bratem.Pewnego dnia,kiedy stały nad jeziorem,blondynka upadła.Z jej oczu zaczęły płynąć łzy.Silly szybko do niej pobiegła.
-L-lucy?Co się stało?-spytała.
-Silly,ja...nie pamiętam.Z dnia na dzień coraz mnie go pamiętam.Gray...wiem tylko imię.Nie!Ja nie chcę zapomnieć!
Białowłosa zaczęła głaskać ja po włosach.
-Nie płacz.Znajdziemy go,a wtedy będziesz wiedziała jak wygląda.
Lucy otarła łzy.
-Racja.Nie mogę płakać.Obiecałam.
Wstały i zaczęły kierować się w stronę wyjścia.Nagle poczuły na swoich ramieniach czyjeś ręce.
-Proszę,proszę!Kogo my tu mamy?A co takie małe dziewczynki robią a takim miejscu?
Zobaczyły za sobą trójkę chłopaków.Na oko mieli 18 lat.
-My wracamy do domu,więc proszę nas puścić-powiedziała Silly.
Tymczasem Lucy stała sparaliżowana.Pierwszy raz nie mogła się ruszyć.
-Doprawdy?-kontynuował nieznajomy-to może was odprowadzimy,ale pierwsze porozmawiamy.
-Zostawcie nas!-krzykła Silly.
Białowłosa wyrwała się i chwyciła za rękę Lucy.Rzuciła się z nia do ucieczki.Zauważyła,że biegną za nimi.Pobiegły w róg i tam stanęły.Ślepa uliczka.Tymczasem,ich wrogowie byli za nimi.Nagle padli.Tak poprostu.Dziewczyny wystraszyły się i przytuliły się do siebie.Przed nimi pojawił się jakich facet z czerwonymi włosami.Uśmiechnął się do nich i powiedział:
-Nie bójcie się! Ja jestem Ino,założyciel pewnej gildii.Za to,że was uratowałem musicie tam dołączyć.Jesteście magami,prawda?
Nie ufały mu.Ani trochę.Chciały odejść ale nie miały drogi ucieczki.Zamiast tego Lucy powiedziała:
-Jestem Magiem Gwiezdnych Duchów.
A Silly dodała:
-Ja nie mam określonej magii.Potrafię tylko,określić jak bardzo czyjeś ciało jest "potortubowane"
Ino zamyślił się.Wskazał na Lucy:
-Ty będziesz potrzebna-wskazał na Silly-a ty nie.
Blondynka wstała.
-Nigdzie nie pójdę bez Silly!
Chwyciła przyjaciółkę za rękę i krzykła:
-Otwórz się bramo lwa:Leo!
Pojawiła się poświata,z której wyszedł Leo.Powiedział.
-Uciekajcie,a ja się nim zajmę.
-Dobrze.Powodzenia!-krzykła Lucy na odchodnym.
Tymczasem Lew,zaczął bitwę z Ino,dzięki czemu dziewczyny mogły uciec.Biegły i biegły.W końcu zatrzymały się przy jakimś drzewie.Uklękły i zaczęły zipiać.
-To było...dziwne-szepnęła Silly.
-No.Heh...Nam chyba nie dane jest się nudzić.
-Pra...
Nie dokończyła.W tym momencie zobaczyły czerń.Jak zdążyły się zorientować były w czarnych kulach.Było tu mało powietrza.Powoli zaczynały tracić przytomność.Ale wiedziały jedno:był to Ino i nie miały wyboru.Musiały dołączyć do jego gildii.Przed zemdleniem Lucy,zobaczyła tylko uśmiech Ino.Był tak bardzo podobny do Zerefa...

3 lata później

Lucy ciągle była w tej gildii.Sama.Silly zamknęli w podziemiach,do których nie miała wstępu.Z początku chcieli ją zabić,ale blondynka walczyła o nią i zagroziła,że popełni samobójstwo,jeśli ją zabiją.Dzięki temu Silly żyje i jest bezpieczna.Nie można tego powiedzieć o Lucy.Ino przydzielił jej dwójkę partnerów-Akira i Doi.Nienawidziła ich.Byli głupi jak but.Nie obrażając buta.Gildia nazywała się "Dark people".Niestety,nie różniła się zbytnio od Zerefa.Tu też ją karali kiedy była nieposłuszna.Lecz tu używali magii.Z początku było to słabe,ale stopniowo wzrastała moc.W końcu potrafiłą wytrzymać czar,który normalny człowiek by nie przeżył.Parę razy próbowała uciec,aby następnie sprowadzić pomoc i uwolnić Silly.Za każdym razem ją łapali,ażw końcu dali jej pewną branzoletkę.Z ucieczki nici.Miała jednak o tyle luzu,że nikogo nie musiała zabijać.Musiała tylko kraść itd.Z dnia na dzieć coraz bardziej tęskniął za przyjaciółmi.Bolało ją to,że złamała obietnice,a mianowice:
-Nie zboczymy z tej ścieżki.
-Będziemy walczyć o swoje marzenia i cele.
-Będziemy wspaniałymi magami.
-Nie będziemy wylewać łez w samotności.
Nie dotrzymała ich.Ale miała zamiar kiedyś ich spotkać.I jej brata.Niestety-zapomniała już jak ma na imię i jak wygląda.Zapomniała wszystkie wspomnienie związane z nim.Jednak obiecali jej,że jeśli będzie posłuszna wypuszczą ją i Silly.

***

Tego dnia Ino wezwał ich do swojego gabinetu.Pewnie snowu chodzi o jakąś misję.Po drodzę Akira i Doi zaczęli się bić.W końcu Lucy nie wytrzymała.
-Czy wasza dwójka,głupich imbecylów może się wreszcie zamknąć!?
Akira roześmiał się:
-Haha!Lucuś,czyżbyś się zdenerwowała?
-Nie nazywaj mnie tak,ty wyrzutku społeczny!
-Odezwała się blondynka.(dop.Mariki.Ja nic nie mam do blondynek,jakby co.Jest to piękny kolor jak np.brąz,czerń rude i platynowe)
-Macz coś do moich włosów debilna kosiarko?!
-Nie unoś się tak duszku.
-Zamknij się drewniana pałko!
-Hahaha!Chyba w twoich snach.
Lucy uśmiechnęła się chytrze.
-Nie będę rozmawiała z takim osobnikiem,którego mózg nie jest większy od mózgu koguta.Jesteś zwyczajnym aspołecznym debilnym osobnikiem.
Akira zaczął mamrotać:
-osobnik...kogut...aspołeczny...Kanapka?!
Wreszcie doszli pod gabinet Ino.Droi zapukał i otworzył drzwi.Czerwonowłosy od razu przeszedł do rzeczy.
-Musicie porwać dziewczynkę,która ma na imię Ami.Mieszka ona w *****(dop.Mariki.Dane osobowe,pilnie strzeżone!)
Przytaknęli mu,po czym wyszli.Lucy ucieszyła się.Wiedziała co to oznacza-muszą ją zabić.Ale dzięki niej ta mała przeżyje.Zawsze kiedy już porwali jakieś dziecko,mówiła tym dwóm bęcwałom,że ona się nim zajmnie.Wtedy oni odchodzili,a ona oddawala je rodzicom.Ino'wi mówiła,że nie żyje.Zawsze to wychodziło.

***

Właśnie szła z Akirą,Doi'em i Ami lasem. Łatwo było ją porwać.Była na polu i się bawiła.Wystarczyło podejść i ją wziąść.Nagle poczuła coś na ręce.O nie! Czemu teraz?Ino włączył branzoletkę i zaraz Lucy zwinie się z bólu.Co za debil!Zwróciła siędo Akiry i Doi'a
-Zaraz wracam.
Szybko pobiegła za pobliskie drzewo.Branzoletka zaczęła działać.Nie wiedziała tylko-co teraz zrobiła,że ją włączyć?Krew zaczęła się sączyć po jej ręce,jednak po paru sekundach przestało jąboleć.Już? Zwykle trwało to dłużej.Westchnęła.Nagle usłyszała:
-ŁEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!WYPUŚCIE MNIE!!!!!!!!
-NIE DRZYJ SIĘ TAK TY MAŁA...
Co Ci debile...?Szybko wstała i pobiegła w stronę Ami.Co oni z nią robią?!Kiedy dobiegła do miejsca,zobaczyła,że dziwnie się do niej zblizają.Tego było już za wiele!
-Hola,hola co wy robicie!?
Krykła,a oni stanęli na baczność.Pewnie pomyśleli,że Lucy powie to Ino'wi.Ha!Blondynka była teraz strasznie wkurzona.Akira zaczął się jąkać:
-N-nic Lucy...a co ty tu robisz?
-Mistrz kazał mi was przypilnować głąby!
-Jak tyś mnie nazwała!?-Spytał się szatyn
-G-Ł-Ą-B! nie dość,że głupi to jeszcze głuchy!
-Ty...
chciał ją uderzyć ale ona zrobiła unik.
-Co się stało?Czyżbyś chciał się bić i żebym znowu skopała Ci tyłek!?
-Dajesz Lucuś!
W oczach Lucy pojawił się niebezpieczny błysk.Nienawidziła,kiedy ktoś nazywał ją "Lucuś",poprostu NIENAWIDZIŁA!W tym momencie uderzyła go w twarz a on odleciał na parę metrów.Była świadoma swojej siły ale dobrze mu tak.Akira podniósł się i chciał ją kopnąć,ale ona zrobiła unik i po chwili uderzyła g ow jego klejnoty.A co ją to? Na dodatek pisnął jak dziewczynka...taki facet taki pisk?Ledwo powstrzymała śmiech.Powiedziała tylko:
-No!Jeszcze raz powiecie na mnie Lucuś to nie ręczę za siebie!A teraz spierniczać,ja zajmę się małą!
Odeszli.Kiedy Lucy,już ich nie wyczuwała odwróciłą się do Ami.Spytała się o coś,co dobrze wiedziała.
-Jak się nazywasz?-
-A-ami...
-Chciałabyś iść do swoich rodziców?-
-Tak!
-Dobrze,choć musimy się pośpieszyć,ja Cię odprowadzę do nich.
-D-dobrze
Poszła z nią w prawo,w stronę domu jej rodziców.Zdawało jej się,że ktoś mnie...obserwuje?Ale zignorowała to uczucie.Nagle Lucy poczuła to.Akira i Doi.Tylko oni mają taki mdły zapach śledzia,który zjadł czosnek.
-O nie...-powiedziała cicho.
-Co się stało Lucy-chan?-spytała Ami.Lu-chan?Blondynce to pasowało
-Oni tu idą.Skapneli się,że wziełam Cię.Muszę działać.Stój tu Ami.
Brązowooka wyciągnęła klucz.
-Otwórz się bramo bliźniąt.Gemini!
Pojawiły się dwa niebieskie stworki,które latały w powietrzu.Lucy powiedziała:
-Gemini!Zamieńcie się we mnie.Pobiegnijcie do obozu i powiedzcie temu łysemu i czarnowłosemu faciowi,że Ami nie żyje i niby idziecie na spacer,dobrze?Proszę.
-Dobrze Lucy!-powiedziały te dwa stworeczki i zabłysło koło nich światło.Po chwili zamieniły się w osobę która ich wezwała.Pobiegły przez las,a prawdziwa Lucy wzięła Ami i pobiegła w przerwaną droge.Po jakimś czasie wyszła z lasu.Zaczęła dyszeć.Ami podeszła do niej i zapytała:
lasu.Zaczęła dyszeć.Ami podeszła do niej i zapytała:
-Lucy-chan wszystko w porządku?!
Blondynka poczuła miłe ciepło.Ta mała interesowała się nią?Słodkie.
-Tak,tylko trochę się zziajałam.Tylko jest problem.Nie mogę dalej z tobą iść,bo zaczną coś podejrzewać.
To była prawda.Zawsze wracała i nie musieli za nią iść.Zaczęła się bać.O co chodzi?!Nagle poczułam,że ktoś za mną jest.
-Cze...
Nie dałam dokończyć osobnikowi.Kopłam go w brzuch i osłoniłam Ami swoim ciałem.Nieznajomy miał różowe włosy...

Teraźniejszość

-...I resztę już znacie.
Lucy zamilkła.Mimo że nie było tego po niej widać,bolało ją to co opowiadała.Gray,Natsu i Erza wpatrywali się w nią.Nie mogli uwierzyć ile ona przeszła.Gray zacisnął pięści i zaczął podchodzić do Lucy.Jego oczy zakrywała grzywka.Stanął przed nią,a sekundę później przytulił się do niej.Dziewczyna poczuła ciepłe krople na ramieniu.Łzy.
-J-ja..-zaczął zseptać Gray-przepraszam.N-nie powinienem Cię w-w-wtedy opuszczać.T-to moja wina.
-Przestań!-przerwała mu Lucy.Nie mogła tego słluchać-To nie twoja wina.Był minęło.Nie było tak...źle.
-Jak możesz!
Blondynka spojrzała na Natsu,który wypowiadał te słowa.Jego twarz wyrażała ból..ale dlaczego?
-Nie możesz tak mówić-kontunuował-Tyle przeszłaś,więc nie możesz tak mowić!Teraz masz więcej przyjaciół,którzy Cię obronią,więc nie musisz powstrzymywać łez.Widać,że ledwo je powstrzymujesz.
Skąd on to wiedział?Lucy naprawdę ledwo...Podeszła do niej Erza.Ręką dotknęła jej głowy.Lucy pamiętała ten gest.Zawsze robiła go jej...
-Mama?-szepnęła.
Ale tylko Salamander mógł to usłyszeć.W tym momencie z jej oczu poleciały łzy.Nie miałą siły ich powstrzymywać.Nie chciała.Teraz zrozumiała,że ma przyjaciół.Mocniej przytuliła się do Graya.Byl on poruszony i smutny.Dlaczego go wtedy nie było?Ale był też szczęśliwy,że ona im to opowiedziała.Erza czuła podobnie.Miała szacunek do tej dziewczyny i jednocześnie przyjaciółki.A Natsu?Zrozumiał coś i nie zamierzał temu się sprzeciwic.Tymczasem Lucy zasnęła.
-Ja ją odniosę do pokoju.
Powiedziawszy to,Natsu,wziął blondynkę na ręcę i zaniósł ją do pokoju.Położył ją na łóżku.Kiedy chciał wyjść poczuł,że ktoś łapie go za nadgarstek.To była Lucy.Zarumieniła się i wyszeptała.
-Natsu,zostaniesz ze mną?
Dragneel uśmiechnął się tym uśmiechem,przez który Lucy zawsze poprawiał się humor.
-Jasne!
Powiedział i położył się obok niej.Jednak,Lucy zrobiła coś czego by się nie spodziewał.Przytuliła go.ON odwzajemnił uścisk.Uwielbiał kiedy to robiła.W tym momencie pocałować ją w policzek.Cała czerwona dziewczyna spytał:
-Natsu? Co ty...
-Śpij
Powiedział i zamknął oczy.Podniósł głowę żeby nie widziała jego rumieńców.
Kochał ją.
A ona jego.
Ale jak to bywa,nie przypuszczają się o to uczucie.

♥♥♥

Ohayo!
Fried-Ohayo
Nie mówiłam do Ciebie.
Fried-*pokazuje język*
Mam nadzieję,że rozdział ok.Wyszedł dłuższy niż zazwyczaj 0_0 Jejuu..jak ja wymęczyłam tą Lucy :'( Ale wynagrodzę jej to :D
Fried- A...
*zakrywa mu usta* jak coś powiesz...
Fries-*pokazuje,że będzie cicho jak grób*
Ok.*puszcza go* Więc komentujcie,jak mi wyszedł ten rozdział po tak długiej (gomene)przerwie i czy ogólnie może być :)

3 komentarze:

  1. Genialny rozdzialik :D
    Przesyłam dużo weny i czekam na następną notkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdzialik i hmmm... Weny na następne równie długie i poruszające rozdziały.
    Bay!
    ~Patki

    OdpowiedzUsuń
  3. Za lucy fullbaster chciałam Cię zabić. Ale odpuscilam. Kto by w końcu dalej pisał?

    OdpowiedzUsuń